Przejdź do głównej zawartości
  REFERAT Z KONFERENCJI     

                                                                                                                      

   Jestem szczęśliwą matką piątki dzieci, wśród których jest
Szymek, prawie trzynastoletni już kawaler, o którym chciałabym
państwu opowiedzieć. Moja przygoda" z Szymkiem
- tak, właśnie przygoda, bo to, co się do tej pory wydarzyło
w naszym życiu, poprzez ludzi, których do tej pory spotkaliśmy
po wyczyny, zwłaszcza te, którymi możemy się
pochwalić w imieniu Szymka - to jedna wielka przygoda.
Gdyby Szymka nie było albo gdyby był inny (tzn. zdrowy),
byłoby inaczej - tak normalnie i zwyczajnie.

Szymek urodził się cało i prawie zdrowo (bo z dodatkowym
chromosomem) w listopadzie 1998
roku. Jak każda matka byłam w szoku. Nic nie
wiedziałam o zespole Downa. Oczywiście, w głowie
miałam sto różnych myśli: czy będzie chodził,
czy będzie mówil, jak będzie się rozwijał i co ze szkołą??? Już
wtedy zadawałam sobie pytanie, co zrobimy, gdy przyjdzie
ten czas i moment edukacji Szymona. Jednak na kilka lat
odłożyliśmy na półkę" ten temat, ponieważ nasze
życie toczyło się wokół rehabilitacji naszego pierworodnego
syna. Szymek był dzieckiem dość sprawnym ruchowo i nie
chorował zbyt często. Przez cały ten czas staraliśmy się nie
ukrywać go w domu i byliśmy otwarci na wszelkiego rodzaju
nowinki dotyczące zespołu Downa. Jednak, jak wszyscy rodzice,
chcieliśmy chronić nasze dziecko i zatrzymać jak najdłużej
pod naszymi skrzydłami.

Wsłuchując się w ciszę

Kiedy przyszła pora na pójście do przedszkola było nam o tyle łatwiej,
ze Szymek miał w przedszkolu wsparcie ze strony starszej
siostry, Gabrysi. Mimo, ze byli razem w grupie i Szymek powoli
oswajał się z otoczeniem, ja nadal przesiadywałam, początkowo
pod klasą, a pózniej w domu, wsłuchując się w ciszę, aby
usłyszeć dzwonek telefonu z wiadomością, ze Szymek płacze
i chce do domu, do mamy. Telefon oczywiście nie dzwonił. Nie
wiem po kim syn odziedziczył zdolność do szybkiej aklimatyzacji
w nowym otoczeniu, bo naprawdę radził sobie dobrze.
Przedszkole samorządowe w naszej miejscowości okazało się
chwilowym, dobrym pomysłem. Może dlatego, że dzieci w tym
wieku są jeszcze małe i nie zauważają wielkich różnic między
sobą. Zdarzyło się oczywiście, ze znalazł się jakiś bohater w stylu
Zorro", Początkowo Szymek spuszczal tylko głowę, nie potrafił
się obronić, ale  w końcu nauczyl sie nie tyIko skutecznie
bronić, ale i dokuczyć a to namalował kreskę na rysunku kolegi,
a to nożyczkami pociął komuś bajeczkę. Coraz wyrażniej budziła
się w Szymonie motywacja do obrony własnego "Ja".

Nauka  oswajania

Z większymi obawami rozpoczęliśmy przygotowania do
pierwszej klasy. To, że Sokołów jest małym miasteczkiem,
wiadomo. Co druga osoba to albo nauczyciel, albo znajoma
mama kolegów dzieci. I ten przeszywający
wzrok wszystkich! Szymon był
tym czasie jedynym niepełnosprawnym
dzieckiem w szkole. Miłe było podejście
pani dyrektor, która chwaliła go, że taki
dzielny, ze da sobie radę, że będzie
dobrze. Wychowawczyni klasy cieszyła
się, że po raz pierwszy będzie miała
kontakt z takim dzieckiem, chociaż nie
kryła obawy czy podoła. Wspominała
często, że sam fakt, iż Szymon jest
w klasie, dobrze wpłynie na resztę klasy.
Dzieci przecież  bądą mogły przekonać
się i poznać Szymka oraz jego chorobę.
Może nauczą się w ten sposób jak mu
pomagać, jak się nim opiekować, może
przezwyciężą obojętność, która ogarnia
nas dookola. Tak też było. Koledzy
byli raczej przychylnie nastawieni. Nie
naśmiewali się z Szymka, pomagali mu
odszukać zadanie w ćwiczeniach czy
wykonać coś trudniejszego. Zdarzało
się , że Szymek chował się gdzieś,
w jakimś zaułku szkoły, i cała klasa brała
udział w poszukiwaniach zagubionego
kolegi. Myślę, że wtedy chciał coś przekazać,
a może nie został zrozumiany,
ponieważ miał problem z wyrażną
mową. Druga klasa okazała się trudniejsza.
Szymek pomimo tego, iż miał
dodatkowe godziny nauczania z pedagogiem
i raz w tygodniu z logopedą, nie
dawał sobie rady z programem. Zaczęły
się również problemy z zachowaniem.
On czuł, rozumiał, ze skoro odstaje od                                               Ukochana wychowawczyni 
reszty to coś jest nie tak i brojąc chciał                                                           pani Iwonka !!!
zwrócić na siebie uwagę.
Ja nadal pragnęłam zatrzymać go przy
nas, na miejscu. Myslałam, ze będziemy
w domu razem uczyć się tego,
czego nie zdoła opanować na lekcjach.
Dyrekcja rownież obstawała za tym,
aby Szymek nadal pozostał w szkole.
Jednak ciągłe telefony i narzekania ze
strony wychowawczyni, ze Szymon to,
Szymon tamto, znowu... przesądziły
o tym, ze przyszła pora, aby pomysleć
o zmianie szkoły Tylko gdzie? I jaka?
Myśli o dalszej edukacji syna nie dawały
mi spokoju, nie mogłam spać po
nocach - ja mam dać Szymka do szkoły
specjalnej??
Nie od razu pomyslałam o szkole specjalnej
w Mrowli. Powiem nawet, że
raczej stroniłam od myśli, aby do tej
akurat szkoły posłać Szymka. Przyznam,
że już wcześniej słyszałam o niej, ale
ciągle wierzylam, ze Szymonowi nie jest
potrzebna szkoła specjalna. Jednak po
zaistniałych wydarzeniach z podstawówkątrzeba było zdecydować, jak
dalej potoczy się nauka Szymona.
Jak chyba wszyscy rodzice, pełna niepokoju
i obaw wybrałam się do Mrowli na
„zwiady". Zaskoczył mnie sam budynek;
mały, a w środku przemiła pani dyrektor,
która przyjęła mnie osobiście i oprowadziła
po szkole i internacie. Wszystko
takie inne niż to, co do tej pory było mi
znane. Nie gmach publicznej szkoły, huk,
gwar i setki rozbrykanych dzieciaków.
Tutaj było cicho, miło i spokojnie. Bardzo                                Ulubieni panowie .
ucieszylismy się, a zwłaszcza Szymon,
kiedy znalazł się w klasie z dziećmi                                                    
znanymi ze Stowarzyszenia. Miło było
spotkać się i porozmawiać z ich mamami.
Tak wiele nas łączy, a tak dawno się
nie widziałyśmy.
Klasa skladała się z sześciorga dzieci.
To było dla mnie dziwne i niewiarygodne.
Zajęcia z rożnymi specjalistami: psychologiem,
logopedą, plastyczką, specjalistą
od zajęć ruchowych i podstawowe
lekcje z wychowawczynią. Tyle osób?
Dla szóstki dzieciaków? Pozytywne
nastawienie, szczerość , a zarazem
prostota tych osób uspokoiły mnie - to
było właśnie to, to czego szukaliśmy
dla naszego dziecka.                                                                    
Przez dwa lata Szymek dojeżdżał do                   
szkoły. Chętnie wstawał codziennie rano
i wypatrywał, kiedy po niego przyjedzie
pan Staszek, kierowca szkolnego busa.                    
Cała nasza rodzina bardzo zżyła się
z Ośrodkiem. Tu nie jest tak, jak w szkole
masowej, że spotykamy się dwa razy
w roku na wywiadówce i tyle. My żyjemyrazem z tą szkołą.
Nasze dzieci biorą   udział w zajęciach potrzebnych do nauki,
funkcjonowania w środowisku. Począwszy
od tak łatwych dla nas rzeczy jak obsługa
w kuchni, przyrządzenie kanapek,
czy trudniejsze już - zrobienie zakupów
w sklepie. To dzięki temu odważyłam się
 w tym roku po raz pierwszy wysłać
Szymka do sklepu po jedną, jakąś potrzebną
mi rzecz, ale nie to jest ważne.
Ważne jest to, ze dzieci uczą się tego,
co naprawdę jest im potrzebne w życiu i robią to
chętnie. A potem ile jest chwalenia się
babciom, dziadkom!
Oprócz zajęć obowiązkowych są też
milsze, nawet nagradzane, a to dzieci
lubią najbardziej. Są to konkursy, do
których Szymek jest często przygotowywany
przez panie i zawsze chętnie
bierze w nich udział, a jego radość się
udziela i nam, zwłaszcza kiedy wraca
z dyplomem i pochwałami.
Szymek to taki mały artysta, ale jego talent
dopiero tutaj został odkryty W szkole
podstawowej nie było mu dane uczestniczyć
w jakichkolwiek konkursach, bo
jak to, dziecko z zespołem Downa? Ma
wystepować? Ma reprezentować klasę?
lub szkołę? Przecież on ledwo co mówi!
Niestety ale tak było. Teraz za to musiałam
kupić teczkę na jego dyplomy i znależć
w domu wolną połkę na jego trofea.
Pochwalę się, że i rodzice mogli wykazać
się swoimi zdolnościami. Nie ukrywam,                    
sama brałam udział w przedstawieniu                                                      KLAUDIA
zorganizowanym z okazji Dnia Dziecka 
podczas ubiegłorocznego pikniku szkolnego.
Rownież ostatnie jasełka były
pięknym przeżyciem - na jednej scenie
występowali wspólnie dzieci, rodzice
i nauczyciele.
To jest naprawdę miłe, kiedy tak razem
coś robimy dla naszych dzieci, to przybliża
ludzi, a atmosfera, która panuje w tej
szkole jest godna pochwał. Bo gdzie
indziej są tak mili ludzie? Począwszy od
pań sprzątających, kierowców, kucharek
z ogromnym sercem, pań z biura i naszych
kochanych nauczycieli? Właśnie
to wszystko przeważyło szalę i zdecydowaliśmy
się w zeszlym roku na następny
krok. Szymon zamieszkał w internacie.

Drużynowy Szymek

Początkowo, jak to ja , wydzwaniałam co
drugi dzień i pytałam o Szymka. Znowu
niepotrzebnie się martwiłam . Szymon
był zachwycony i bardzo szybko
przystosował się do życia i warunków
panujących w internacie. Mógł przede
wszystkim korzystać z większosci
zajęć pozalekcyjnych. Został zuchem,
a póżniej drużynowym, no i brał udział
w biwakach jak na prawdziwego zucha
przystało. Przebywając w internacie
wykazał się też pewnego rodzaju dorosłością
i samodzielnością. Wiem też, że
opiekuje się kolegą w pokoju. Nauczył
się samodzielnie dbać o higienę osobistą,
bo wiadomo, w domu to mamusia
wyręczała synka np. przy ścieleniu łóżka.
Widzę rożnicę w zachowaniu. kiedy
przyjeżdza do domu. Ciągle coś robi.
Wymyśla sobie zajęcia i opowiada, co
robił w szkole przez cały tydzień. Tęskni
za szkołą i kiedy przychodzi niedzielny
wieczór, i moment pakowania rzeczy na
cały kolejny tydzień w internacie, bardzo
się cieszy Z uśmiechem wstaje w poniedziałek
już o szóstej rano i czeka na
wyjazd.
Teraz wiem, ze wybór Specjalnego
Ośrodka Szkolno-Wychowawczego
w Mrowli to byl strzał w dziesiątkę.
Zawsze i wszędzie będę mówić o tej
szkole w samych superlatywach, bo
skoro Szymon jest zadowolony i zawsze
chetnie wraca do tego miejsca, coż ja
mogę więcej chcieć? Najważniejsze jest
dobro naszych dzieci, a one wiedzą, co
jest dla nich dobre.
Szkola w Mrowli to jest naprawdę
miejsce dIa mojego syna. Nie wiem,
dlaczego tak się bałam, dlaczego na
siłę chciałam go unormalnić? Tutaj
wszyscy zyskujemy oczywiście Szymek
najwięcej. Ja z kolei cieszę się, że mogę
spotykać się z rodzicami, że możemy
korzystać z porad specjalistów na
organizowanych dIa nas spotkaniach,
przyznam, ze bardzo potrzebnych.

Pani dyrektor chciałabym pogratulować
i podziękować za wszystko, czego tutaj
dokonała, a nauczycielom życzyć wytrwałości
i wyrozumiałości dIa naszych
dzieciaczków.

I to cała moja opowieść, napisana prostym
językiem, bo i taka jest cała historia mojego
Szymka. Prosta i szczęśliwie zakończona,
bo znalezliśmy to, czego szukalismy.!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Klaudia i Szymon

 Oboje uwielbiają tańczyć, oboje lubią Patryka Swayze i  Jennifer Grey, a film i muzyka Dirty Dancing  to ich ulubiony temat. Nie dziwne że wybrali ten utwór i dzięki pani Joasi Porada, nauczyli się i wszystko w tym tańcu oddają. Są sobą, łączy ich piękna więź. Znajomość która zapoczątkowała się podczas rehabilitacji jeszcze kiedy byli w śpiochach :). Przyjaźń w szkolnej ławce przez dobrych lat, w końcu  przerodziła się w zakochanie. Szymon skończył szkołę, Klaudia jeszcze została. Ale rozmawiają ze sobą, dzwonią... pewnie tęsknią. Spotkali się ponownie na obchodach święta  i uroczystości 50-lecia Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Mrowli. Zatańczyli znowu, a ja mam zawsze łezkę w oku, kiedy na nich patrzę. Zebrali gromkie brawa, chyba wszystkim się podobali. I to jest kolejna piękna pasja Szymka (ma to po mnie :)) Kolejny dzień pełen emocji... pełen wdzięczności za niego!  Jestem dumna ! cdn.

Szymon u pani Prezydentowej

 Niesamowite wydarzenie miało miejsce 14 lipca tego roku.  Do końca nie wierzyłam że to się dzieje naprawdę ! Za sprawą wspaniałych ludzi... Bogusia Wybraniec... Gabriela Tomaka -Ząbek  oraz  Kamil Zalewski ! Znaleźliśmy się w Pałacu Prezydenckim w Warszawie. Wszystko podziało się spontanicznie i bardzo szybko w przeciągu niespełna trzech tygodni od pierwszej informacji...tak więc nie zdążyłam do końca się przygotować emocjonalnie i uwierzyć że to prawda. Myślę że i Szymek na poważnie nie zdawał sobie sprawy z tego spotkania. Pomysł pojawił się w głowie Kamila. Co zrobić z zakupioną na licytacji sukienką ?   Komu sprezentować ?  Oryginalna rzecz dla wyjątkowej osoby!  Tutaj ciąg dalszy za sprawą Bogusi.... to dzięki niej znaleźliśmy się tak szybko, to po pierwsze i co ważniejsze  w tym miejscu. To ona wprowadziła nas dosłownie w progi pałacu. Z dreszczykiem na plecach, stukałam obcasami po korytarzach i salonach. Szymon z uśmiechem  i plikiem swoich prac pod pachą. Gabrysia z pięknym p

Szymona Pokaz mody

 Choć minęło trochę czasu od marca, nie ukrywam że jeszcze żyjemy tym wydarzeniem. Przyszłość lubi zaskakiwać. Tak jak pisałam w poprzednim poście , nie do końca wierzyłam że to się uda. Wszystkie wydarzenia spadły na nas jak grom. Szybko i z zaskoczenia. Najpierw telefon od Madzi,... czy będziemy na koncercie w klubie "pod Palmą"?  Szok. Cała akcja koncertu miała na celu zebranie pieniędzy na pomoc ukraińskim dzieciom. Muzyka, zabawa, licytacje... Szymona suknia wystawiona na niej. Kiedy przyjechaliśmy z Szymkiem do klubu po raz pierwszy ją zobaczyliśmy. Ogromne przeżycie. Szymon nie mógł uwierzyć że to się dzieje naprawdę, że to jest sukienka uszyta według jego projektu!! Ok, niech się dzieje. Bardzo przyjemni prowadzący licytacje, sprawili że Szymek w ogóle się nie krępował i wystąpił wraz z nimi na scenie. Powiedział kilka słów do mikrofonu i zaczęła się licytacja. Troszkę  obawiałam się  czy znajdą się chętni ,bo w sumie było niewiele osób z przewagą młodych ludzi. Pomyś