Nie będzie to już pierwszy raz, ale kolejny, kiedy Szymek sam, znowu pójdzie się ostrzyc.
Ale kiedy zdecydowałam się na to, aby Szymek poszedł sam do fryzjera, miałam przysłowiowego pietra.
Mieszkamy w małym miasteczku, wszystko blisko pod ręką prawie i raczej zgubić się nie można. Więc o to się nie bałam. Umówiłam telefonicznie Szymka do męskiego fryzjera i wytłumaczyłam co gdzie i jak, kasa do ręki i w drogę. Byłam ciekawa, co powie, jaką fryzurę wybierze, czy zostanie zrozumiany...itd.
Zawsze mam obawy czy sobie poradzi w nowej sytuacji, czy przede wszystkim druga strona go zrozumie i nie skrzywdzi.
Szymon był zaskoczony moją propozycją, że jak to ? On sam ma pójść? Sam powiedzieć czego chce? Sam zapłacić? Zaskoczony, ale i ucieszony.
Koniec końców, poszedł...i wrócił zadowolony :) uśmiechnięty i bardzo odmieniony w nowej fryzurze.
( jak pan Krzysiek ze szkoły) albo jak Patrick Swayze... tylko że nie pomyśli, nie da się z krótkich tak na szybko zrobić długich :) Ale co tu zrobić? Pomyślałam, że raczej nic szalonego kobietka mu nie zrobi, bo dostał kasy na samo strzyżenie...ale co on tam ma w tej teczce? Coś musiałam zrobić...tylko czy aby na pewno? a może mu zaufać? hmmm.... chwilkę biłam się z myślami, a potem zadzwoniłam. Tak, pani mówi, że owszem, Szymon przyniósł wydruki fryzur i właśnie coś wybrali i zabierają się do strzyżenia. OJ!! Kobietka powiedziała, że nie ma co się martwić, bo Szymek wybrał super fryzurę...taką normalną :) uffff ... ulżyło mi, a do domu wrócił taki oto przystojniak. Powyżej selfie z jego profilu na fb.
Komentarze
Prześlij komentarz