Dziś w nocy o godzinie 2.45 Szymkowi stuknie 22 rok życia. O! Ile to już czasu minęło....ile się wydarzyło....ile chwil przeżyliśmy razem!!!
Kiedy wracam pamięcią wstecz do tego dnia,aż ciarki mam na plecach.Było naprawdę ciężko.
Pracowałam fizycznie w naszej firmie praktycznie do końca ciąży.Byłam młoda i silna.Czułam się dobrze i nic nie wskazywało że miało być inaczej.A jednak... Termin porodu był wyznaczony na dwa tygodnie później.Niczego nie przeczuwałam,wszystkie badania miałam w porządku,byłam pod stałą opieką lekarza.Taka sytuacja że ten lekarz prowadził ciążę mojej teściowej kiedy była w niej z moim Arusiem!Było sympatycznie, kiedy razem z mężem do niego co miesiąc chodziliśmy.Doktor przyjmował poród kiedy na świat przychodził mój kochany mąż a teraz będzie kiedy ja będę rodzić naszego pierworodnego syna! Miałam dobrą opiekę.
Kiedy pojawiły się pierwsze bóle,prędko zebraliśmy się do szpitala.Tylko Gabrysię w nocy podrzuciliśmy do babci i w drogę.Moja teściowa wspomina że była bardzo jasna noc,księżyc mocno świecił.Po drodze do Rzeszowa zatrzymywaliśmy się bo było mi bardzo nie dobrze.Nie wiedzieliśmy co się dzieje.Było całkiem inaczej niż wtedy kiedy byłam w ciąży z Gabą. Dojechaliśmy do szpitala ale już w holu odlatywałam. Posadzono mnie na wózek i do windy.Już przez mgłę widziałam jak dają mi jakieś dokumenty do podpisania, zgoda na operację. I tyle...Obudziłam się rano.
Nie wiedziałam co się dzieje ze mną,dlaczego leżę na płasko,nie wolno mi się podnosić,strasznie boli mnie brzuch...zagubiona byłam. Wiedziałam tylko że skoro mam już płaski brzuch to chyba urodziłam??!! Niestety nic nie wiedziałam.Czekałam i czekałam....aż ktoś raczy mi cokolwiek powiedzieć.
Dla młodych czytelników pewnie wyda się to dziwne, ale niestety nie miałam jeszcze wtedy telefonu komórkowego przy sobie.Nie mogłam zadzwonić do Arka. Zastanawiałam się tylko dlaczego wszystkie kobiety na sali mają swoje dzieciątka,a ja nie.I tak przeleżałam do południa, bo zanim badania poranne porobią i obchody itd.W końcu przyszła do mnie pani doktor która przeprowadziła cesarkę.Byłam zaskoczona tym wszystkim co mi mówiła.Bo przecież nikt nie raczył mi powiedzieć co się dzieje ze mną!Ale ok.Okazało się że kiedy tak słabłam w czasie drogi do szpitala, to było przyczyną odklejenia się łożyska.Bardzo niebezpieczna rzecz dla matki jak i dla dziecka.Tak że w porę nas uratowano.Po coś jednak jesteśmy z Szymkiem na tym świecie... w końcu ! :)
Ta wiadomość jakoś nie wzruszyła mną bardzo.Wiadomo ucieszyłam się że żyję i moje dziecko też..ale.. tutaj pani doktor wzięła mnie za rękę i powiedziała...że podejrzewają pewne cechy zespołu Downa u mojego syna...abym się nie martwiła bo to są tylko podejrzenia i trzeba jeszcze sprawdzić.Zapytała mnie czy chcę Go zobaczyć.No jasne!!! Pół dnia czekałam z wielką niecierpliwością na tę chwilę!
Przyniesiono mi Szymka. Nie mogłam się podnosić (takie procedury-wtedy 24 godziny leżało się na płasko z czasem jednak się to zmieniło i kiedy urodziła się Faustynka już tylko 7 godzin) a jednak zebrałam wszystkie siły i "rozpakowałam" Szymka z tych wszystkich betów!
Pooglądałam całe ciałko,stópki,rączki....był taki kochaniutki,różowy,taki ....normalny! Ja nie zobaczyłam zespołu Downa.To było dla mnie normalne,zdrowe dzieciątko!
Najgorszy i najtrudniejszy w tym wszystkim był wzrok innych matek.Jeszcze do końca nie rozumiałam tego co się dzieje.Co mam robić,mówić ,nie mówić...
Bardzo trudno było też skontaktować mi się z Arkiem.Ja nie mogłam wstać,on nie mógł do mnie wejść. Jak tu się przytulić do siebie!? Jak popatrzeć sobie w oczy?? Czy on wie...czy mu powiedziano?? Ja mam mu powiedzieć?? Dziwna sytuacja.Teraz mi głowę rozsadza jak sobie to wspominam.Przez pielęgniarkę podałam karteczkę,potem mąż napisał do mnie.Ot i tak sobie pogadaliśmy o tym co nas spotkało.Okazało się że Aruś już w nocy wiedział o Szymku.Zaraz po operacji powiedziano mu.
I tyle pamiętam ze szpitala.Bo od tego momentu zaczęło się trudne życie.Masa pytań w głowie.Dlaczego? Jak to ja?? Mi to się przytrafiło?? Jak powiedzieć rodzicom naszym o ich wnuku?? Rodzina...co na to wszyscy dookoła??Co dalej?? Co trzeba dalej robić....od czego zacząć???
Stwierdziliśmy z mężem że zaczekamy.Wyniki badań kariotypu miały być za miesiąc.Więc pomyśleliśmy że zaczekamy na nie aby mieć pewność.Chociaż ja i tak nie wierzyłam w to że mój syn ma zespół Downa.Dla mnie Szymek był normalnym i zdrowym chłopcem. I tak czekaliśmy....a to był okropny czas. Mówi się czasami że czekać jak na skazanie.
Pewnego dnia przyszedł list pocztą z Krakowa.Wiem tylko że bałam się go otworzyć.
I jak już wiecie,wynik był pozytywny.
A do rodziców po prostu napisaliśmy...bo nie wiedzieliśmy jak to zrobić.
No to do roboty.
Do końca życia będę pamiętać moment.
Mój kochany mąż objął mnie,przytulił i powiedział....DAMY RADĘ !!!
Cóż mi pozostało?
Od tego momentu ruszyła machina.Bo najważniejszy jest Szymek.
Działamy!!
Lekarze,wizyty nieustanne.rehabilitacja godzinami,dniami...non stop...upał,chłód, Sokołów-Rzeszów-Sokołów,terapia zajęciowa,logopeda,ćwiczenia....i tak przez kilka następnych lat.
Ale wiecie co?!
WARTO BYŁO!!!
Jak już pewnie nie jeden raz wspomniałam....Szymek jest dla mnie Darem!!
i chwała Ci Panie za niego!!
A teraz zapraszam do galerii zdjęć....takie były czasy :D
![]() |
Taką pamiątkę zachowałam ! |
![]() |
Kąpiele Szymka nie należały do przyjemności ,teraz przeciwnie :D |
![]() |
Z tatusiem,bet oczywiście musi być! |
A na koniec ostatnie zdjęcie.Obiecałam w końcu podczas audycji radiowej więc dotrzymuję słowa.
Takiego oto mam przystojnego i wspaniałego (czasem upartego) Syna !
1oo lat Szymon!!!
Komentarze
Prześlij komentarz